wtorek, 24 lutego 2015

Grzech główny

Dawno, dawno temu, kiedy życie było zdecydowanie bardziej proste powstała taka sobie miłość. Nie była gwałtowna niczym tsunami, nie dawała się we znaki niczym lawiny śnieżne, miała na wszystko czas niczym matka natura i cierpliwie czekała. Był to cudowny twór dający dwóm kochającym się istotom źródło szczęścia, ciepła, akceptacji i wiele innych dobrych rzeczy. 
Twór ten jednak nie był doskonały. Nie był przeznaczony dla wszystkich, nie wszyscy mogli go doświadczyć. Dlatego właśnie ludzie bardzo często byli zazdrośni. Pytali się: "Dlaczego on to ma, a ja nie?!". Nie było to sprawiedliwe, to było pewne.
Z czasem dostrzeżono że miłość może ranić bardziej niż ostry nóż, niż rozszarpanie przez dzikie zwierzęta, niekiedy również bardziej niż śmierć. Było to straszne jednak ludzie w dalszym ciągu kochali. No bo czy można tak kogoś od tak miłować? Wydawałoby się... że nie. Ale niestety okazało się to największym kłamstwem jakie tylko ludzie mogliby wymyślić. Przerażająca prawda jest taka, że miłość potrafi być krwawą rzeźnią, a człowiek tylko nic nie znaczącym pionkiem na szachownicy. Królową jest druga połówka zaś miłość... miłość jest fatum.

Przyjrzyjmy się zbrodni z bliska. 
Itachi lat 27. Nigdy niekarany, a jednak zbrodniarz. Co takiego zrobił? Zaniedbał. Zrobił to, naprawdę. Zaniedbał męża którego podobno kocha. Kocha? Chyba się rewelacyjnie bawi! To co on robi to kpina! Nic więcej! 
Ale od początku.
Wychodzi rano, ponury jak zawsze. "Dzień dobry"? Nie powie! Bo go to boli. Idzie do pracy, świetnie się bawi. Lubi swoją pracę. A najbardziej swojego asystenta. Zdecydowanie kręcą go blondyni. Szkoda że nie docenia tego, którego ma w domu. 
Jego męska sekretarka wręcz szuka pretekstu żeby włazić w tych swoich koszuleczkach z dekoltem w serek do jego gabinetu. A tu coś pomogę, kawusię zrobię, a tu powypełniam papierki, a tu zadzwonię, a tu dam dupy szefowi, bo w sumie czemu nie? 
Itachi siedzi w pracy do około 19, ale w domu melduje się najwcześniej o 22... A to i tak jak "spotkania" dobrze pójdą. No powiedzcie... Czy wierzycie, że wszystkie gwiazdy udzielają wywiadów dopiero po 20?  
A potem wraca do domu, jego mąż już śpi. Niczego nie podejrzewa. Jest wierny, ale czy na pewno?

Deidara lat 23. Z wyglądu anioł, w łóżku diabeł. Sympatyczny facet, roześmiany, zadowolony z życia, ale czy na pewno?
Już przed ślubem czuł się zaniedbany przez męża, ale czy kiedykolwiek poczynił jakiekolwiek konkretne kroki, żeby coś z tym zrobić? Nie. Czeka na zbawienie, aż Itachi będzie miał trochę luźniej w pracy. 

Sam nie jest święty... Te cudowne pocałunki z Sasorim, zwłaszcza ten jeden tuż po jego ślubie... Bo czy powiedział, że mu się coś nie podoba? Nie! Ot co cała zbrodnia! Jest zbrodnia to i kara się znajdzie. Jak zawsze. Cały świat tak urządzony. A może właśnie zaniedbanie jest jego karą? Wszyscy się nad nim użalają jaki to on nie jest pokrzywdzony... Jak zawsze nikt nic nie wie... 

Ludzie są okropni, taka jest prawda. Bawią się sobą, ale mają za złe kiedy ktoś bawi się nimi. Lubią szczerość do momentu kiedy im to odpowiada, uważają się za bardziej zbliżonych do ideału niż są naprawdę. Nie potrafią ze sobą rozmawiać, to ich grzech główny. Nieprawda? 

Jak mogłoby wyglądać życie Sasoriego kiedy Deidara nie wyszedłby za Itachiego? A jakby wyglądało życie nowożeńców kiedy doszliby do wniosku że nie są ze sobą szczęśliwi i się rozstali? Dlaczego życie do cholery jest aż takie pojebane?! 

Itachi kończy pisać artykuł do gazety. Miał na niego czas. Długo nad nim siedział. Zajęło mu chyba z trzy miesiące szukanie materiałów. Jest czwarta nad ranem. Czwartek. Czwartek 18-go marca bieżącego roku konkretnie. Cisza jak makiem zasiał. 
Artykuł jest o facecie który przez 20 lat żył z dwoma kobietami, a te nie miały o tym zielonego pojęcia. Z obydwoma miał dzieci, obydwie czuły się oszukane kiedy prawda wyszła na jaw. Pozwały go do sądu. W ten sposób czwórka dzieci straciła ojca. Itachi przez długi czas zastanawiał się czy nie byłoby bardziej logiczne żeby te kobiety po prostu przełknęły tą sytuację niczym gorzki lek i dla dobra dzieci nie zrobiły nic, trójka z tych dzieci jest jeszcze niepełnoletnia. W końcu nic im nie brakowało... Pieniądze, dom, pozycja, wszystko.... wszystko miały... ale czy miałyby godność jeśli zgodziłby się na to? Żeby było śmieszniej ten facet jest szanowanym prawnikiem, ma własną kancelarię prawną odziedziczoną jeszcze po swoim dziadku, zaufanie publiczne, nienaganną opinię... To dobry człowiek nie szczędzący pieniędzy na cele charytatywne, kochający ojciec... 
- Kochanie! A ty jeszcze tutaj?!
- No. - ach ta ambitna odpowiedz od człowieka który żyje ze swojego talentu do układania zdań! 
- Chodź spać... już późno...
- To idź spać pierwszy. 
Deidara nawet tego nie skomentował tylko bezceremonialnie odłączył laptopa od prądu. 
- Co ty wyprawiasz?! - ryknął Itachi jakby Dei oblał go wrzątkiem.
- Itachi chodź już spać... proszę... jutro to dokończysz.... wypiłeś już chyba całą kawę jaka tylko była w domu... 
- No i co? Kawy mi żałujesz?!
Deidara zrezygnowanym głosem.
- Twojego zdrowia mi szkoda!
Itachi nawet tego nie skomentował. Tylko podłączył laptopa do prądu. 
- Za piętnaście minut pójdę spać tylko już to dokończę. 
Deidara poszedł do łóżka, ale nie poszedł spać, czekał na niego. 5 minut.... 10... 15... nie ma go... 20... 25... 30... jest.
- Czego nie śpisz? - milutko.
- Czekałem na Ciebie. 
- Niepotrzebnie. 
- Co ja Ci zrobiłem?
- Co? - Deidara zbił męża z tropu. 
- Pytam się dlaczego jesteś dla mnie taki... zimny.... nieczuły... 
- Oj już nie przesadzaj.
- Zdradzasz mnie. - Deidara patrzy mężowi prosto w oczy chociaż w pokoju panuje ciemność. 
- Nawet jeżeli to co? 
Deidara daje mu w twarz. Itachi popycha go na łóżko.
- Ty mnie też! Myślisz że nic nie wiem!? Że jestem taki głupi i naiwny?! Kochałem Cię, a Ty mi to zrobiłeś! I to jeszcze z kim! Z Sasorim...
- Nigdy się z nim nie przespałem.
- Nie wierzę... Nawet jeżeli to prawda. 
Zapanowała cisza.
- Macie tupet. W życiu nie widziałem żeby ktoś się całował tak namiętnie całował nie będąc ze sobą... I to jeszcze pod urzędem stanu cywilnego... W dzień naszego ślubu... 
Deidara nie wiedział co powiedzieć. 
- Chciałem to odbudować... Ale już nie wiedziałem jak. Brzydziłem się tobą bo jak sobie tylko pomyślałem że te piękne usta które miały być zarezerwowane tylko dla mnie miały coś wspólnego z takim chujem...
- Nie mów tak o nim! 
- Deidara opanuj się! Jak mam mówić inaczej o gnoju który rozwalił mi małżeństwo?! 
Zapadła długa cisza. Patrzyli na siebie. Jeden i drugi chciał się odezwać, ale nie do końca wiedział co chciał powiedzieć. 
- Za każdym razem jak widziałem Cię w łóżku i sobie pomyślałem że mogłeś parę godzin wcześniej przespać się z nim... Ja Cię tak kochałem... Nikogo nigdy tak nie kochałem jak Ciebie... I wiem że nikogo już nie będę... 
Deidarze zrobiło się głupio. W końcu. Coś dotarło do jego ślicznej blond główki. 
- Przepraszam... - powiedział Deidara drżącym głosem.
- I co mi po tym? Powiedz mi jak mam żyć? Jak mam po tym wszystkim żyć?! Mamy się rozwieść? A jak ja to wytłumaczę Sasuke? Że znowu nie będzie miał normalnego domu? Rozwiodę się i przez całe życie będę żałował że Cię straciłem... moją jedyną miłość... Ech... - Itachi pierwszy raz od bardzo dawna lekko uśmiechnął się przez łzy - Spójrz na ten obraz. Pamiętasz? Kupiliśmy go na jakimś rynku jak Cię pierwszy raz zabrałem na delegację... Nigdy mi się nie podobał, ale się uparłeś żeby go kupić. Jak na kawał płótna i trochę sklejek był cholernie drogi... A Ty mówiłeś że będzie wyglądał świetnie w naszej sypialni jak już razem zamieszkamy... 
- Nigdy nie zrozumiem dlaczego nie lubisz tego obrazu.
- Może dlatego że to kobiecy akt?
Zaśmiali się. 
- No fakt to może być jakieś wytłumaczenie... Pamiętasz jak jeszcze studiowałeś i miałeś napisać artykuł o jakiejś szarańczy wyjadającej owoce? No pamiętasz! Na pewno!  Siedzieliśmy wtedy z tydzień na wsi!
- No pamiętam... Tak samo jak to że mówiłem Ci żebyś nie latał po tych sadach jak opętany. A potem użądliła Cię osa i sadownik nas wiózł do szpitala bo się gorzej poczułeś choć uczulenia nie masz...
- ...a jemu w pół drogi padł samochód i mnie niosłeś na rękach 3 kilometry... - Deidara uśmiechnął się do własnych wspomnień.
- To był późny czerwiec - westchnął - słońce przypiekało, a Tobie się tak ślicznie rozjaśniły włosy od słońca... Miałeś lekko złotawą skórę... i przysiągłbym że wtedy ten jeden jedyny raz wyszły ci piegi...
- Zboczeniec!
- Mówi ten co tak przy mnie paradował nago.
Deidara zaczerwienił się po same kosmyki swoich blond włosów.
- To było dawno i nieprawda! 
Itachi prychnął. Na chwile zastała cisza. Patrzyli na siebie, ale już dużo przyjaźniej. Dochodziła piąta.
- Chcesz rozwodu? - zapytał nagle bez zastanowienia Itachi. 
- Nie...
- Yhm... Co na to Sasori?
- Nie wiem...
- Fajnie. A on wie że ty aż tak się w to angażujesz?
- Nie wiem! Ech... On jest świetny....
- No dalej, komplementuj swojego kochanka przy mężu, nie krępuj się kochanie. 
- Czego chcesz?
- A ty?
Deidara zdenerwował się.
- A on jaki jest?! Kiedy mnie z nim poznasz?
- Z kim?
- Z tym co ciągle zabieram mi cię wieczorami! Ten co używa drogich słodkich perfum! Tym co piszę Ci słodkie wiadomości wieczorami!
- Grzebiesz w moim telefonie?!
- Nie muszę! Znam Cię dobrze, doskonale wiem widzę twoje szczerzenie się do telefonu! 
- Ma na imię Ian i jest moim asystentem... 
- Nie mówiłeś że masz asystenta... Długo...
- Tylko parę razy, to jeszcze gówniarz, nie chciałem żeby narobił sobie nadziei. 
- Jesteś okropny....
- Ten święty się odezwał...
Znowu zastała cisza. W domu było słychać tylko tik tak zegara ściennego.
- Nie będzie Ci szkoda?
- Hę?
- No tego wszystkiego! Naszego życia, małżeństwa, wspomnień! - Deidara się rozpłakał jak dziecko - Jak się rozwiedziemy już nigdy nic nie będzie takie samo! Nigdy! Nie chce tego! - rzucił się Itachiemu na szyję.
- Myślę że za dużo nas poróżniło i za dużo się stało żeby było dobrze...
Blondyn cichutko płakał co jakiś czas szlochając. Itachi co jakiś czas delikatnie go głaskał po główce, przytulał go do siebie, nie odpychał.

    Dawno, dawno temu ktoś powiedział, że po to ludzie mają języki żeby ze sobą rozmawiali. Głupie? 
Ta historia mogła mieć wiele zakończeń. To że się tak skończyła wcale nie oznacza, że musiała. 

Kto był winny wysoki sądzie?  Kto odpowie za tą zbrodnię? Za ten grzech? Czy to w ogóle kwalifikuje się do rozstrzygnięcia? Czy była zbrodnia jak strony porozumiały się? 

Zbrodni nie było, zbrodnia jest.
W tej piękniej wzruszającej historii zapomnieliśmy o jednym bardzo ważnym bohaterze bez którego nie byłoby tego procesu. 

Sasori, a ty co masz na swoje usprawiedliwienie? Co lub kto ci dał prawo do własnego szczęścia kosztem czyjegoś?! Nie miałeś tego prawa. A jednak zrobiłeś to! Przez takich jak Ty rozpadają się małżeństwa!

Życie nie jest sprawiedliwe, miłość też. Wszystko i wszyscy rządzą się swoimi prawami. Wszyscy ludzie to grzesznicy. Ale czy to ich wina? Czy my tego chcemy? Czy chcemy sprawiać innym ból? Czy Sarori zrobił to specjalnie?! Czy chciał żeby było źle? 

Nie. 

Ciąg dalszy nastąpi.