sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 25 (wielki powrót Dill-chan~)

Wszystko co było zapisane w moim pożegnaniu jest nieaktualne. Zmieniłam plany. Dokończę tą historię jak się należy. I to wcale nie oznacza że skończę ją tak, jak zapowiadałam. Zabawa dopiero się zacznie, gwarantuje Wam...

Wszystkim którzy czekali na ten dzień, aż znowu na tym blogu pojawi się życie. Doczekaliście się. Cieszycie się? 

(Deidara)
Kto nie zaznał samotności... tego nie zrozumie. Samotność to straszna rzecz... Przeraża mnie... Pochłania mnie... Wciąga niczym tornado i ani myśli cię tak łatwo puścić. Jest strasznie podstępna, niczym niezadowolona kochanka. Unieszczęśliwia cię, a i tak jest częścią twojego życia. 
Zaczyna się od tego, że poranną kawę pijesz sam. Całkiem sam, nawet nie masz do kogo ust otworzyć. Kawa niby smakuje tak samo, a jakby była bardziej gorzka, kwaśna... sam nie wiem jaka... niby taka sama, a jakby inna... No bo jak ta sama kawa może smakować zupełnie inaczej?
Nawet się nie obrócisz, a sam kładziesz się spać nie dostawszy całusa na dobranoc. Taka drobnostka. Duzi chłopcy z reguły nie chcą żeby mamusia utulała ich do snu. Mi z kolei tego bardzo brakuje...
Z każdym dniem bez takich drobnostek jest coraz gorzej. Najpierw nie widzisz sensu we wszystkim. Potem robisz cokolwiek żeby tylko poczuć się potrzebnym. A potem siadasz i stwierdzasz że czego byś nie zrobił, dupa będzie z tyłu i że nic się nie zmieniło. 
- Deidara kochanie! 
Spojrzałem się podejrzanie na Itachiego. "kochanie" to on ostatnio do mnie na naszym ślubie mówił.
-Taaak?
-A co powiesz na małe wakacje? Włochy, Francja, gdzie tylko chcesz. Hm...?
Zamrugałem z niedowierzaniem.
-Mówisz poważnie?
-Tak. Przyda mi się trochę wolnego. Wybierz miejsce i termin. - podszedł do mnie i pocałował po ojcowsku w czółko. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
(Iruka)
No i nie wytrzymałem...
- Jestem zazdrosny, słyszysz!? - wydarłem się na Hatake tak, że sąsiedzi znowu będą się czepiać. 
- Yumi, o co chodzi Twojemu ojczymowi? - zapytała koleżanka Yumi. 
- Iruka ma okres, a tatuś kłopoty. - powiedziała jak gdyby nigdy nic Yumi, poczym dziewczynki wróciły do rysowania. 
- Cudownie, a czy ja mam coś z tym wspólnego?! - powiedział zbulwersowany Kakashi.
- No chyba o ciebie jestem zazdrosny kretynie! - czy to nie jest oczywiste?! jak nie o niego to o kogo mam być zazdrosny?! 
No niby to on jest głową rodziny, to on tu jest umysłem ścisłym, a to on się zachowuje jak skretyniały niedorozwój! 
Sayaka spojrzała się na Yumi porozumiewawczo, na co ona tylko wzruszyła ramionami. 
- A czy ja Ci dawałem powody żeby być zazdrosnym!?
- Nie! Sam je sobie wymyśliłem! 
- No tak właśnie wygląda!
- CZY WY MOŻECIE NIE KŁÓCIĆ SIĘ PRZY DAMACH?! - wrzasnęła Yumi.
Spojrzałem się na Kakashiego, on spojrzał się na mnie. Obydwoje strzeliliśmy buraka. Do czego to doszło żeby mnie mała dziewczynka do pionu ustawiała...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
(Sai)
Jego delikatnie, miękkie włosy, aż za idealne.
Skóra biała niczym pergamin. Gładka, pachnąca, piękna, ale nienaturalna. 
Jego zielone, niepowtarzalne oczy. Duże, cudowne, ale puste, nie patrzą na mnie, ale przeze mnie. Przenikają przeze mnie jakbym był niewidzialny. 
Obudziłem się. 3.30 w nocy. 
Wściekłem się na siebie. Jestem głupi i naiwny. Znowu daje mu się omamić... Nie rozumiem samego siebie i nie rozumiem tego co się dzieje... Jestem na siebie zły i jednocześnie nie jestem. 
Z jednej strony, do niczego mnie nie zmuszał... Powiedział mi tylko parę słodkich słów podarował mi kilka pocałunków, a mój mózg całkiem odleciał... Co jeszcze musi się stać żebym przejrzał na oczy?
Co on do cholery ma takiego w sobie? Dlaczego ja? Czym sobie zasłużyłem? 
Biorę do ręki telefon. Dostałem sms-a. Gaara... Nawet nie chce mi się czytać... 


Tęsknię za Tobą.

Tak dużo a tak mało. Cholera. 
Wczoraj u niego byłem. Poddałem się. Zrobiliśmy to. Był taki... czuły... w pewien sposób słodki i uroczy, ale nie tak jak te aktorki z tanich amerykańskich komedii romantycznych, tylko... no właśnie... brakuje mi słów jakimi mógłbym opisać jaki wtedy był. Był tajemniczy.  
Całował mnie tak, jakby za chwile cały świat miałby się rozpaść. Tak szaleńczo, porywczo, z takim dzikim zaangażowaniem... A potem jak gdyby nigdy nic ubrał się i usiadł na parapecie. Zapalił papierosa, potem drugiego... a potem spojrzał na mnie zdziwiony i zapytał:
- Nie ubrałeś się jeszcze?
- Jak widać... - odpowiedziałem zmieszany, a on na to.
- Masz na coś ochotę?
Niby nic nadzwyczajnego... Ale jakieś dziwne to było... A może to ja jestem dziwny i chory psychicznie? No co jak co, ale psychiczny to to ja jestem...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
(Kiba)
- Kochanie jak się czujesz? - w końcu pozwolili mi się z nim zobaczyć, tyle na to czekałem, jestem szczęśliwy. Już nie pamiętam kiedy byłem taki rozpromieniony! Przeszczep szpiku się udał, Naruś wróci niebawem do domu, do szkoły... wszyscy na to czekamy. 
- Dobrze, a Ty?
- Ja? - dziwne że pyta. - Przecież ze mną wszystko w porządku...
Uśmiechnął się lekko. 
- Nieprawda, nie dosypiasz...
- Ech... nic się przed tobą moje ty słoneczko nie ukryje...
- Zwłaszcza jak masz takie wielkie fioletowe wory pod oczami. 
Westchnąłem.
- Szkoła daje się we znaki, mamy taki zapieprz przed końcem semestru, że w życiu bym na to nie wpadł... Iruka chce z nas zrobić historyków, a Kakashi fizyków... Już nie mówiąc o innych przedmiotach... 
- Kłamiesz... Szkoła nigdy nie wyciągała z Ciebie tyle życia. 
- Ech... Za dobrze mnie znasz...
Zaśmiał się.
- To o co chodzi?
- Nie chce o tym rozmawiać...
- Ej! O co chodzi? Mów, ale to już!
Przytuliłem go mocno do siebie. Nie mogłem się od niego oderwać. Po dłuższej chwili powiedziałem:
- Powiem ci, ale jeszcze nie teraz... nie chce psuć takiej chwili... W porządku?
Nic mi nie odpowiedziało to moje blond bóstwo, ale chyba zrozumiał, ze nie ma co tego ze mnie wyciągać... 
- Kiedy wychodzisz? 
- Za pięć dni...
- Pięć?! Przecież...!
- Powiedzieli, że muszą mieć pewność że wszystko jest w porządku... Też mi się to nie podoba, ale cóż... 
Westchnąłem... Złapałem jego rękę. 
- Wiesz, że nie mogę się doczekać aż wyjdziesz stąd? 
Pocałował mnie. 
- Ja żyje już tylko tą myślą o powrocie do domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
(Sasuke)
- Neji, gdzie macie talerze?
- W górnej szafce, po lewej stronie lodówki, bliżej okna. 
- Dzięki.... Neji?!
- Taaaaak? 
- A gdzie macie sztućce 
- W górnej szufladzie pod oknem...
- Dzięki... Neji?!
- Wiesz co? Może ja Ci pomogę przy tym obiedzie, co?
- Ani mi się waż tu wchodzić!!!
Za wielką radą Deidary robie Nejiemu rocznicowy obiad. W jego kuchni. W jego domu... Będziemy jeść przy jego stole... cudownie... 
- Sasuke... Ile jeszcze? Twój mężczyzna jest coraz bardziej zniecierpliwiony i głodny... 
- Nie długo, nie krótko, lecz w sam raz!
- Zajebiście...
- Co powiedziałeś?!
- Słyszałbyś gdybyś pozwolił mi wejść do kuchni!
Co za niecierpliwiec z tego Nejiego.
- Cierpliwość uszlachetnia!
- A głodówka wyszczupla...
- Co robi?
- Pierdoli!
No nie wierzę...
- Sasuke... a może zamówię pizze?!
- Ani mi się waż!
- Ale ja się chyba dzisiaj nie doczekam na ten pierdzielony obiad! Z resztą nie jestem pewien czy będzie jadalny!
Prychnąłem. Właśnie skończyłem nakładanie porcji i wkładanie naczyń do zmywarki.
- Skąd to zwątpienie w moje talenty kulinarne?!
- Znikąd! Ile jeszcze?!
- Już. - powiedziałem idąc w jego kierunku z talerzami.
- Co jemy? - zapytał całkowicie rozpromieniony i wygłodniały. 
- Pieczeń z warzywami. 
Powąchał. 
- Może być.
- Dzięki....
***
- Przepraszam, że wątpiłem w twoje zdolności kulinarne.
- Wybaczę ci to, pod jednym warunkiem.
- Tak?
- Weź mnie tu i teraz! - chwyciłem go za kark w celu przyciągnięcia go bliżej siebie i zacząłem namiętnie całować. Tak jak doradzał mi Deidara. 
Neji nie protestował. Zaczął mnie rozbierać. Było cudowanie aż....
- HAHAHAHAHAHAHAHAHA! Co to jest do cholery?! 
Pieprzony Deidara, a żeby go Itachi długo nie przeruchał! On i jego pojebane pomysły! W dupe mu wsadzę te sexshopowe gacie! 

Ciąg dalszy nastąpi...